![](https://static.wixstatic.com/media/b7909c_90e88cad893745959ab4d5330ecd29c2~mv2.jpg/v1/fill/w_980,h_1470,al_c,q_85,usm_0.66_1.00_0.01,enc_auto/b7909c_90e88cad893745959ab4d5330ecd29c2~mv2.jpg)
Każda nowa wege lub wegańska miejscówka we Wrocławiu to dla nas duża radość i kolejny pretekst, by wybrać się na obiad poza domem. W tym roku w stolicy Dolnego Śląska, dokładniej na Placu Dominikańskim, wyrosła Mihiderka - niewielki lokal zorientowany na roślinne karmienie. Co dobrego nas tam spotkało?
Przede wszystkim klimacik, miły jak na ścisłe centrum miasta. Lokal jest przytulny, sympatycznie urządzony i z widokiem na kuchnię, gdzie, jak zdążyliśmy zauważyć, wszystko dzieje się na bieżąco, bez mikrofalówek. Tu duży plus. Jeżeli jesteśmy już przy kwestiach organizacji pracy, warto pożałować zaledwie dwóch pracowniczek, które same musiały przygotowywać i podawać jedzenie dla naprawdę wielu głodnych klientów. Wiąże się to z kolejnym utrudnieniem, czyli wydłużającym się czasem oczekiwania.
Zostawmy jednak rzeczy prozaiczne i zajmijmy się konkretem, czyli podawanym w Mihiderce jedzeniem. My zdecydowaliśmy się na burgery. Wybraliśmy je, uznając ich jakość za papierek lakmusowy dla ogólnego poziomu jedzenia w restauracji. Niestety, w tym miejscu natknęliśmy się na problem. O ile świeże warzywa (marchewkowe słupki zamiast frytek!) czy sosy były niezłe (jedynie majonezowy zdawał się być pozbawiony jakiegoś ciekawego haczyka), o tyle burgery sprawiły wrażenie niedoprawionych, co odbiło się rzecz jasna na całym daniu, którego są podstawą. Zarówno w przypadku fasolowo-kukurydzianego, jak i marchewkowo-pietruszkowego, coś ewidentnie nie zagrało i finalnie było dość mdło. Do tego ich autorskie bułki, choć smakowo bardzo interesujące, to niestety zbyt suche.
Jeżeli było to potknięcie, to bardzo poważne. Jeżeli constans, to żałujemy. Mimo wszystko, wciąż cieszy nas, że ludzie chcą inwestować w roślinne jedzenie we Wrocławiu. Czekamy na kolejnych odważnych!
Commenti